Kuba Gładykowski

- Samobójca -

Właśnie wracał z imprezy o trzeciej nad ranem, gdy przechodząc pod Marriotem zauważył Go. Po prostu będąc mocno wstawionym postanowił spojrzeć w gwiazdy. Stał na dachu, na krawędzi, z rękami rozłożonymi na boki. Z początku myślał że to jakiś kolejny człowiek-pająk zdobył kolejny wieżowiec. Ale w nagłym przypływie trzeźwości uświadomił sobie godzinę, i że jest coś jest nie tak. Nagłe olśnienie powiązane z filmami hollywodzkimi oświeciło jego świadomość - samobójca. To nie mogło być nic innego. Po przeszukaniu kieszeni, wyjął komórkę z płaszcza i zadzwonił na policję. Jedyny organ który przyszedł mu w tej kryzysowej sytuacji na myśl.

- Halo !

- Tu Policja, proszę czekać na zgłoszenie się operatora - syntetyczny głos automatycznej sekretarki odpowiedział mu.

Czekał. Minuta, dwie, dwie i pół.

- Halo, Policja, słucham - twardy głos w słuchawce cyfrowo zaskrzeczał.

- Dobry wieczór, mam tu taką nietypową sytuację - z niepewnością w głosie odpowiedział. Niepewność czy policjant uwierzy w historię, a w dodatku jeśli wyczuje alkohol w głosie, czy.... Trzeba ratować faceta.

- Właśnie szedłem Marszałkowską, kiedy właśnie..., to znaczy, właśnie widzę człowieka stojącego na dachu Marriota, i czy jakiś patrol mógłby tu podjechać by wyjaśnić sytuację, gdyż wygląda mi to na samobójcę.

- Pan dzwoni z komórki ? - policjant nie był przyzwyczajony do samobójców chcących skoczyć z Marriota.

- Tak.

- A czy pan coś pił - "Na pewno głupi żart" jedyna myśl w głowie wyszkolonego policjanta walała się w tej chwili po głowie.

- Właśnie wracam z imprezy, ale jestem pełnoletni - tu przechodzień podał własne dane - i jeżeli pan komisarz mi nie wierzy, to niech chociaż wyśle patrol pod Marriot od strony przystanku w stronę Wisły - jedyny punkt orientacyjny jaki przychodził na myśl przechodniowi.

- Dobrze, ale ma pan szansę się jeszcze wycofać, jeżeli to jakiś głupi żart ponieważ mamy już pana telefon, a wie pan że... - nie dokończył.

- Tak, rozumiem i czekam - z nutą spełnionego obowiązku obywatelskiego odpowiedział przechodzień.

- OK, jak pan sobie życzy. - po czym połączenie zostało zerwane.

Człowiek czekał, czekał, czekał.... W tym czasie osoba na dachu ani razu się nie poruszyła. Po prostu stała z rozpostartymi ramionami, bez żadne go ruchu. Za piętnaście minut na przystanek w stronę Wisły podjechał radiowóz policji. Na przystanku siedział tylko jeden człowiek , palący papierosa, i patrzący się tempo w ziemię od czasu do czasu spoglądającego na dach Marriota. Z Radiowozu wyszedł jeden funkcjonariusz.

- Przepraszam, czy może pan dzwonił w sprawie osoby na dachu budynku - dyplomatycznie spytał policjant,

- Tak, to ja panie władzo - lekko sepleniąc odpowiedział przystankowicz.

- Aha. - z nutą ironii, i gotowością do wlepienia mandatu z a bezpodstawne wezwanie policji odpowiedział człowiek w niebieskim ubranku.

- Dobrze, to o co chodzi ? - policjant już szukał w kieszeni breloczku z wezwaniami na kolegium.

- Niech pan, panie władzo tylko spojrzy tam,. - człowiek z przystanku pokazał dach Marriota.

W tym momencie policjant przez radiotelefon powiedział do swojego partnera grzejącego się w samochodzie:

- Waldek, wyjdź tu na chwilę.

Gdy Waldek dołączył do niego, ujrzał intrygujący widok: Człowiek stojący na krawędzi, zobaczywszy policję, zaczął do nich machać, wykrzykując zniekształcone przez odległość słowa, z których tylko jedno było na tyle zrozumiałe, że zmroziło obserwatorom krew: zabiję się.

Funkcjonariusze od razu pojęli powagę sytuacji. Przez swoje radio skontaktowali się z komendą główną w Warszawie. Ta następnie, na wieść o człowieku grożącemu samobójstwem z dachu, wezwała pod biurowiec karetkę pogotowia i straż pożarną.. Gdy po pół godzinie straż, pogotowie i policja zebrały się pod Marriotem, od razu pojawili się dziennikarze większości stacji, by móc nagrać jeden i niepowtarzalny materiał o samobójcy który chce skoczyć ( w końcu nie na darmo przy wódce nabrali nowych znajomości, i nie po to opłacali swoją siatkę informatorów by siedzieć bezczynnie). Pół godziny później pół stolicy było rozbudzone wyciem syren pojazdów służb państwowych poczynając od MPO które miałoby sprzątać ewentualne resztki po skoczku, po jednostkę wojskową "Grom" która miała wykombinować jak zdjąć gościa z dachu by go nie zabić. Co ciekawscy którzy w tym momencie włączyli radio, dowiedziawszy się o takim nietypowym, zdarzeniu w Warszawie podążyli pod Marriot, zakłócając tym samym pracę kurew z okolicznych uliczek. Tym czasem służby publiczne nie próżnowały: strażacy nadmuchali specjalną poduszkę powietrzną która miała uchronić ewentualnego skoczka skutkami zetknięcia z chodnikiem, na miejsce przyjechały trzy karetki wyposażone w najlepszy sprzęt reanimacyjny w kraju, a policja po oświetleniu człowieka reflektorami-szperaczami z ziemi szykowała się do wysłania negocjatora do desperata. Jednocześnie poinformowano dyrekcję hotelu o nie wszczynaniu żadnych samowolnych działań. Media huczały od różnych wersji wydarzeń, po pierwsze starając się określić tożsamość mężczyzny, a po drugie znaleźć odpowiedź jak mu się udało przełamać system zabezpieczeń na terenie wieżowca. Nawet Telewizja Niepokalanów rozpoczęła emisję na żywo pod pretekstem modlitwy (lub) walki o duszę tego zagubionego człowieka. "Grom" szykował specjalną siatkę którą zamierzał rozwiesić pomiędzy Marriotem a Pałacem Kultury. Dookoła budynku w bezpiecznej odległości krążyły helikoptery wszystkich służb, choć wśród nich przeważały pojazdy stacji telewizyjnych, które oślepiały człowieka z dachu. W końcu do desperata dotarł negocjator:

- Nazywam się Henryk Jatrzębski. Czy mógłbyś mi powiedzieć o co chodzi ? - Tak delikatne pytanie nie pozostało długo bez odpowiedzi.

- Skoczę w ciągu trzech godzin, jeżeli nie skontaktuję się z tą dziewczyną. - i tu podał mu zwitek papieru na którym widniał numer telefonu z podpisem "Iga".

- OK- odpowiedział negocjator - Obiecuję ci że zrobimy wszystko by się z nią skontaktować - wiedział że nie ma co się wdawać z dyskusję z człowiekiem który był na tyle zdeterminowany by wejść na wieżowiec, i który w dodatku konkretnie wiedział czego chce. Dodatkowo zapytał

- Czy może chcesz z nią porozmawiać przez telefon ?

- Nie, będą tylko z nią rozmawiał w cztery oczy.

- OK. Odpowiedział negocjator i udał się do centrum dowodzenia które znajdowało się na 15 piętrze. Po przedstawieniu sytuacji swoim współpracownikom, postanowiono sprowadzić "Igę" na wieżowiec. W tym czasie wykonano 150 telefonów. Okazało się że owa dziewczyna jest na jakiejś imprezie. Impreza jest gdzieś tam, u kogoś tam, ktoś tam jest gospodarzem, a poszła z kolei z kimś tam. Ten ktoś znał kogoś tam, który miał z kolei telefon do kolegi ,a ten kolega dobrze znał właśnie przyjaciela jego ... itd.,itp.,. W końcu po godzinie dowiedziano się o miejscu pobytu dziewczyny. W tym momencie radiowóz wysłany pod wskazany adres, napotkał imprezę gdzie wszyscy na widok "suk", pobladli jak ściana bojąc się wykrycie czegokolwiek z całego arsenału środków rozluźniających w ich krwi. Ku ogromnemu zdziwieniu wszystkich, tylko nieszczęsna Iga została "porwana z imprezy", przez policjantów przy ogólnym sprzeciwie większości imprezowiczów.

Po kolejnych 30 minutach gdy pod Mariotem zebrała się 1 stolicy, kobieta dojechała na miejsce. Po drodze negocjator wypytał ją o szczegóły znajomości z nijakim Filipem G., który był człowiekiem na krawędzi. Następnie Iga wyszła na dach:

- Proszę, cię. Nie skacz, choć tak mało się znamy, to chciałabym cię bliżej poznać,. Wiem że może dotychczas nie zachowywałam się nie fair, ale daj mi chociaż jedną szansę, proszę.... - milion osób na żywo oglądało tą scenę dzięki ogromnym kamerom na helikopterach i mikrofonach kierunkowych, pospiesznie instalowanych na sąsiednich budynkach.

Wtem odezwał się samobójca. - Ja tylko chciałem ci powiedzieć że jesteś fajną dziewczyną - po czy wyjął z kieszeni pistolet, przyłożył do skroni i pociągnął za spust. W tym momencie jego mózg rozpryskał się po całym dachu, a jego najbardziej martwe już ciało spadło na dach, jednocześnie opierając się na kruchej postawie dziewczyny.

- AAAAAAAAAAa! - Krzyknęła dziewczyna - zabierzcie to coś ode mnie.

Po czym cała Warszawa znów zasnęła miłym i spokojnym snem. W końcu przed następnym dniem trzeba było się wyspać