Menu

O grzybach i Capão i chmurach

Uncategorized kwi 08, 2024

Okazuje się, że chodzi nie o to, co można powiedzieć, bo to tylko hałas. A chodzi o ciszę. Ale zacznijmy mniej więcej nie po kolei.

To, co można powiedzieć, to wewnętrzny narrator, który opisuje słowami, to co nam się przydarza. Gdy uderzam się w palec, on już komentuje: „mam zawsze pecha”. Jeśli dostałem podwyżkę w pracy, to „Bóg mnie wysłuchał”. Niczym człowiek leżący na trawie, który obserwuje zmienne chmury i nadaje przypadkowym kształtom znaczenie – tam kontur głowy psa, a tu ogon ptaka.

Wewnętrzny narrator operuje tylko tymi słowami, których się nauczył.

Od rodziców – za mało się starasz.

Od rówieśników – nie jesteś atrakcyjna.

Nauczyła kultura – jestem Polakiem więc to powód do dumy.

Których nauczył się on sam po drodze – mam traumę i ducha opiekuńczego.

Dla narratora nie ma znaczenia czy to, co mówi, jest prawdziwe. Przez sam fakt, że coś mówi, wydaje mu się, że to jest to prawdziwe.

Bo życie narratora to myślenie – a skoro myśl istnieje, to przecież musi mieć znaczenie. Nie?

Do tego narrator ocenia myśli, po tym, jak się z nimi czuje.

Stąd każdy narrator mówi co innego – jest Bóg, nie ma Boga, najważniejsze są pieniądze, czakry, rodzina, dobro, honor, status, siła. Co z tego, że wjeżdża racjonalna analiza naukowa, pokazująca statystyki i mechanizmy, skoro narrator to po prostu zignoruje. Nada etykietę WSTĘP WZBRONIONY. Bo się źle czuje, z rzeczami, które mu zaprzeczają. Więc jest gotów wierzyć w każdy shit, w tym ten, który znajdzie w internecie. Bo mu się czasem czuje dobrze z shitem.

Dla narratora większe znaczenie ma, czy mu się wizja rzeczywistości zgadza z narracją:

Czy znów skręcę nogę na szlaku, bo mam pecha?

Czy on mnie wybierze, bo jestem wyjątkowa?

Świat jest złym miejscem / dobrym miejscem.

I dopasowuje narrację do wydarzeń i wydarzenia do narracji. Rzadziej zmienia narrację o sobie – bo może jednak nie jestem beznadziejny? Może nie jestem wyjątkowy? Częściej stara się wpłynąć na rzeczywistość – daj mi podwyżkę, bo ciężko pracuję. Przyznaj mi rację, bo jestem mądry.

W ciepły, słoneczny dzień, popatrz na pijaka na ulicy, jak opowiada o sobie bohaterską narrację. Tak mu się rzeczywistość rozjeżdża z narracją, że musi się upić, by uwierzyć przez chwilę w swoją narrację.

Wewnętrzny narrator każdego z nas nie chce się mierzyć z prawdą, o tym, że to, co mi się wydaje, jest nieprawdziwe w 90%. To niefajne. Dlatego ludzie tak delikatnie rozmawiają ze sobą.

Otaczamy się osobami podobnymi do nas, które potwierdzają nam nasze narracje. Unikamy osób, które mogą zagrozić nam naszej opowieści o sobie – czy to pozytywnej, jak wspaniali jesteśmy, czy to negatywnej, jak nieszczęśliwi jesteśmy.

I większość życia przeżywamy w takiej, a nie innej bajce, jaka nam się wyświetla.

Historia ludzkości to historia takich narratorów. Jestem lepszy, więc mogę podbijać innych. Moja prawda jest prawdziwsza. Wojna to normalna rzecz. Wygrywa silniejszy. Inny naród jest be. Mój naród jest git.

Internet jest tylko komorą dźwiękową, potęgującą ten hałas. Wyzwalaczem ścierających się narracji, bezrefleksyjnie mielonych niczym wołowina w blenderze.

.

Cisza jest odstawieniem kakofonii narracji. Usłyszeniem świata niczym dziecko, nim zaczęło myśleć bóg, honor, oceny. Praca, kariera, rodzina. Męskość, kobiecość, wygrana, przegrana. Nim mózg się rozpędził pojęciami. I wtedy okazuje się, że nie jest, jak nam się wydawało. Wtedy zaczyna się mistyczne „jest jak jest” albo „nie ma niczego”. Co jest tylko stwierdzeniem faktu nieprawdziwości narratora.

Plot twist jest taki, że potrzebujemy tego fałszywego tworu do przeżycia. Bo jakoś tak korzystniej wyobrazić sobie, że jak się zasadzi zboże teraz, to później będzie jedzenie. Albo, że jak się wyrżnie wioskę obok, to będzie więcej prosiaków dla mnie.

PS. Buddyzm jest na swój sposób przezabawny – z faktu, że narrator jest fałszywy, i że jak się go wyciszy, to zostaje się w trybie zwierzęcej czujności, co samo w sobie jest przyjemne, bo musi być, by się chciało istnieć, tworzy cały system filozoficzny. Niemniej opisuje go świetnie, a także podaje konkretne przepisy jak to zrobić.

Z tej perspektywy terapia jest wprowadzaniem poprawek do bajki opowiadanej w kółko. Można powiedzieć, że psychoterapeuci to korektorzy naszych wewnętrznych opowieści.

– Koniec części pierwszej –

1

Nie ma jeszcze komentarzy

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *