Kuba Gładykowski

- Szczęśliwa -

Autobus sto osiemdziesiąt coś. Jakieś Polskie miasto, jakaś ulica. Pierwsze dzienne autobusy, z pierwszymi pasażerami jadącymi na ostatnie stanowiska w ostatnich firmach. Za szybą jeszcze jesienne latarnie walczące z odchodzącą nocą. Warkot asfaltu rosnący z minuty na minutę, budzący niedospane twarze z marzeń o „jeszcze pięciu minutach snu”. W pojeździe pusto, choć miejsc siedzących robi się niebezpiecznie mało. I nagle na jednym z tych przystanków gdzie trzy osoby to już tłum, wsiada samotna kobieta w długiej sukni, wybrzuszającej się w okolicach pępka i stanowiącą kolejną barierę między światem a jej nie narodzonym dzieckiem. Delikatna, spokojna twarz, ukazująca pełny rozkwit kobiecości, ujęta w ramy długich, prostych włosów sięgających piersi. Podchodzi do kasownika, i podaje w paszczę automatu jeden bilet normalny, by ten bucząc wciągnął go w siebie, zagrzytał i wypluł go ponownie. Następnie wyjęła kolejny, i powtórzyła operację, przy czym kasownik zwlekał trochę dłużej z oddaniem kartonika, namyślając się czy przyjąć tą przedwczesną zapłatę w postaci biletu ulgowego. Gdy maszynka, nie mając innego wyjścia niż działać zgodnie z algorytmem, oddała bilet, kobieta uśmiechnęła się spokojnym rozszerzeniem ust, i delikatnie usiadła na ostatnim wolnym miejscu.