Biały Kruk



Jeśli zobaczycie kiedyś na szosach koło Pułtuska „elkę” jadącą 130 km/h, to znaczy że w Płocochowie odbywa się wyjazdowy kurs prawa jazdy.

Wszystko zaczęło się od ogłoszenia w internecie (http://www.hauger.com.pl/znizka.html, http://www.bialy-kruk.com.pl/oferty.htm, http://www.wczasy.pl/mazowieckie/kruk.html). Wczasy z prawem jazdy, wysoka zdawalność, sześcioletnie doświadczenie. Fakt, oferta była najtańsza z dostępnych na rynku, lecz z drugiej strony nie zależało mi na warunkach. Chodziło o to by sprawnie i szybko zdobyć prawo jazdy, a później doszkolić się w Warszawie, i cieszyć się z możliwości prowadzenia samochodu.

Dwie znajome postanowiły jechać ze mną – przed maturą i studiami warto wykorzystać wakacje na zrobienie prawka. W biurze na Targowej bardzo miła pani z długimi czarnymi włosami pokazała nam zdjęcia ośrodka, opowiedziała o wysokiej zdawalności, i przekonywała o łatwości zdania na prawo jazdy. W programie program KO (rozumiem kulturalno-oświatowy), którego nie było. 1775 złotych. Zbiórka odbyła się o 10 na targowej i niezgodnie z planem wyjechaliśmy o 11. W trakcie godziny jazdy Króliczek zdążyła opowiedzieć Metalowi że chciałaby zostać psychiatrą by poznać myślenie chorych psychicznie, a Metal o swoim lunatykowaniu i napadach agresji. Skejciki palili marihuanę. Po przyjeździe zostawiliśmy bagaże w „holu” i udaliśmy się do „sali konferencyjnej”, która okazała się niczym innym jak stołówką. Pofalowany w kilku miejscach parkiet. „Zalało nas miesiąc temu i klepka się wybrzuszyła” – tłumaczy Łysy, instruktor. Później dowiaduję się, że wybrzuszenia są od pół roku, tj. od zimy, kiedy to popękały niezakręcone na zimę rury. Tu od razu dwie pierwsze godziny teorii o znakach drogowych, by pani Natasza zdążyła posprzątać pokoje po poprzedniej grupie. Rozdzielono nam pokoje. Ląduję w mojej przytulnej jedynce, w której nie mogę zamknąć okna. Łóżko dziwnie pachnie. W łazience w moim skrzydle są przezroczyste okna, przez które podziwiałem później sady i pola biorąc prysznic. Papieru toaletowego brak.

Taki duży grzyb, musiał długo narastać
Znajome które zamówiły sobie dwójkę z łazienką lądują w czwórce z łazienką na dwa pokoje, przez którą można przejść między pokojami, a która się nie zamyka od zewnątrz. Jedna z ich nowych sąsiadek przez łazienkę, weszła i spytała się czy „może zrobić siku”. Dorosła dziewczyna otrzymała zgodę. Gdy Magda skorzystała z jednej z dwóch umywalek, ta okazała się zapchana. Do tego grzyb na ścianie komponuje się w abstrakcyjny obraz Jana Dziędziory. Metal dostał przydział do skejcików – jak pieść do nosa. Dlatego przenosi się do dziewczyn. One nie mają nic przeciwko. Z 4 robi się piątka.

Na obiad parówka w cieście udająca devolaja z kurczaka. Po przyjeździe do domu, nie będę mógł się przyzwyczaić do normalnego jedzenia – zabraknie mi niedogotowanych kartofli, niedobrych sosów i kwaskowatej szynki.

Moje krzesło unosiło się za każdym razem gdy ktoś przechodził koło naszego stolika – wybrzuszenia na parkiecie śmiesznie falowały gdy się na nich stawało. Na pierwszym piętrze klepka też się wypaczyła. Po obiedzie dalsza część teorii, którą stanowiło rozwiązywanie testów. Do końca kursu wykładami teoretycznymi było rozwiązywanie testów. 1 pytanie na 100 sekund. Dowiedziałem się że droga hamowania na nawierzchni mokrej jest większa niż na powierzchni suchej. W Polsce każdy kończy podstawówkę i ma w 7 i 8 klasie fizykę.

Po wykładach rozpoczyna się integracja. Metal wziął siekierę i dwa noże. „Może się przyda”. Niepokoi mnie ten fakt, w kontekście jego opowieści o wybuchach agresji które miewał. Króliczek okazuje się miłośnikiem sex grupowego. Ma 17 lat, i przyjechała tylko na kurs. 18 lat kończy niedługo i do egzaminu będzie mogła podejść 15 września. Czwarta z dziewczyn, metalówa, (która podobnie jak Metal była na Woodstocku), opowiada pierwszego dnia o swoich wizytach u psychiatry. Zdiagnozował u niej schizofrenie maniakalno-depresyjną. Łyka na to oxazepam – najłagodniejszy z możliwych leków w takim przypadku. Gdyby naprawdę była chora, przechodziłaby kurs w Tworkach. Integracja na obozowej dyskotece w obozowym barze trwała do 4 nad ranem, a w niektórych obozowych łóżkach nawet do rana. Zabawa kosztowała jednego instruktora stratę posady – upił się i podrywał dziewczyny. Dziwnym wydało mi się, czemu tylko on, gdyż reszta instruktorów zachowywała się tak samo. Później wyszło na jaw, że padł ofiarą zawiści ze strony innych instruktorów – uczył inaczej i lepiej. Wciąż coś wychodziło na jaw.

Pierwsza jazda, poznaję Zbyszka, mojego instruktora.
– Jeździłeś już kiedyś ?
– Tak, kilka razy.
Jechaliśmy tego dnia 110 km/h po szosie. Większość ludzi tak miała. „W sumie dobrze„ – myślę – „rzucają nas od razu na głęboką wodę”. Trzymaj się kolein – będzie ci łatwiej – powiedział Zbyszek. Nikt tu nie jest ślepy na realia polskich dróg.

„A ja chuj na to kładę, bo i tak damy radę” – skejciki podłączają Discmana pod głośniki. Budzi nas hip-hop i zasypiamy w rytm tej muzyki. Ich też, ale dodatkowo budzi ich marihuana, którą palą prawie na okrągło. Później wszyscy chodzimy i powtarzamy, przy byle okazji: „Damy radę !”

Oli zginęła srebrna bransoletka. Zacząłem zamykać moje drzwi na klucz.

Króliczek zwierzył mi się że ma cukrzycę, ale nie przyjmuje insuliny, gdyż „tak się przyzwyczaiła” i od czasu do czasu zapada w śpiączkę insulinową. „pośpię kilka godzin, a później się budzę”. Wątpliwe by to było prawdą, skoro potrafiła normalnie pić piwo i nie szła spać. Instruktor – Cygan - złapał ją za nogę już przy pierwszej jeździe, gdy dodała za dużo gazu. Nie tylko ją. „Nie mam żony, by móc umawiać się z dziewczynami” – mawia swoim kursantkom. Inny instruktor z kolei z rozrzewnieniem wspominał wczorajsze wieczorne tańce z inną dziewczyną. Dziewczyna nadaje mu pseudonim „zboczylas”. Kupiłem sobie papier toaletowy – co za ulga.

„Te modelki są brzydkie jak noc i chude jak szczapa” – komentuje zdjęcia w „Maire Claire” Ola.

Po naszym placu najlepiej jeździło się w deszczu, gdy beton zamieniał się w błoto.
Zajęcia na placu manewrowym – pofalowany i podziurawiony beton. Instruktorzy muszą przekładać pachołki do manewrów, gdyż nawet pachołków nie starcza. Kilka razy próbuję wyjechać z dołka, w który wpadłem przy parkowaniu tyłem.

Karolina obchodzi na obozie 18 urodziny. Króliczek robi striptiz na stole – zdejmuje stanik.

W moim skrzydle w kilku pokojach wysiada światło. Przebieram się w pidżamę z zapalniczką.

Wieczorne rozmowy przeradzają się w orgię zwierzeń seksualnych. „To był jej pierwszy raz” – Metal mówi o swojej byłej dziewczynie. Duch Freuda unosi się nad całym obozem. Opowieści o pierwszych pocałunkach, opinie o przygodnym seksie. Generalnie może być, zależy tylko z kim. Byle skojarzenie (kran) wywołuje kanonady śmiechu.

„Co to ma znaczyć! To są warunki?!” – nauczycielki narzekają na brak ciepłej wody w ich skrzydle. Cygan, zarządca i instruktor (podobno bez papierów instruktorskich )tylko się uśmiecha i mówi że ciepła woda jest, tylko czasem się kończy. Komunistyczna logika staje mi prze oczyma, gdzie coś mogło być i nie być zarazem. I coraz więcej osób myje się w naszym skrzydle – tu zawsze jest ciepła woda.

„Ta głupia kurwa ma do mnie pretensje, że spaliłam jej grzałkę” – Karolina wścieka się na Olę.

Mimo kiepskich warunków, wszyscy mieli sporo chęci aby zdać
„Plac manewrowy jest jak kamasutra” – instruuje Cygan – „trzeba opanować wszystkie pozycje”. Grą wstępną jest jazda po mieście. Dlatego Cygan zabrał Ewę do lasu i zaczął się do niej dobierać. Nie napotkał niestety równie gorliwej czytelniczki wschodnich ksiąg, gdyż studentka 5 roku polonistyki strasznie się na niego wkurzyła za ten numer. Natomiast Cyganowi udało się z Króliczkiem. Rodzice zostawili ją pod specjalnym nadzorem instruktorów, ze względu na depresję. Była z żonatym mężczyzną chorym na białaczkę, który popełnił samobójstwo. Tak specjalnym, że dwóch z nich się z nią przespało. Nie tylko Cygan ją nadzorował, również Łysy. Przyszedł do niej w nocy, mówiąc że w jego pokoju jeden z instruktorów (Młody) śpi ze swoją dziewczyną, i nie ma się gdzie podziać. Więc położył się koło niej spać. Następnego dnia Magda z niesmakiem naśladuje odgłosy jakie dochodziły z ich łóżka.

„Zajebie Ci, zajebie Ci” – krzyczy Artur na Łysego, którego tekst „No i kurwa chuj” przeszedł do annałów obozu. Arturowi nie podobał się sposób w jaki Łysy patrzył na niego i na jego dziewczynę. Artur mieszkał kilka dni pod namiotem, na terenie ośrodka – przyjechał w odwiedziny do swojej dziewczyny. Powstrzymywał chłopaka Oli (też w odwiedzinach u dziewczyny), jak ten po pijaku stwierdził że wraca do Warszawy samochodem. Dwa dni później Artur wyciera mopem, w rytm muzyki, kawę rozlaną na parkiecie.

Mam światło w pokoju, ciekawe na ile.

Z Młodym jeździła jego dziewczyna na tylnim siedzeniu (co w wypadku „elek” jest zabronione, gdyż w samochodzie ma prawo być tylko instruktor z innym kursantem). Pilnowała go, w sumie na około pełno młodych dziewczyn. Lecz gdy tylko znikała, on zabierał się za dziewczyny z obozu. Jedna z jego kursantek chciała opuścić zasłonę przeciwsłoneczną z przodu. Nie pozwolił jej. W momencie gdy odszedł od samochodu zrobiła to. Tam rodzinne zdjęcie żony i dziecka, i bynajmniej nie było na nim dziewczyny, z tylniego siedzenia. Okazało się, że jest to kursantka sprzed roku.

Dwie dziewczyny wyszorowały w końcu dużą, półokrągłą wannę, by wziąć w niej wspólną kąpiel. Z czystej wanny skorzystała później pewna para.

Gramy w siatkę na „boisku do siatkówki” (z oferty). Piłka często przelatuje przez dziurawą siatkę i miękko ląduje na wydeptanym kawałku trawy, pochylonym wzdłuż osi boiska.

Aby wytracić godziny, niektórzy instruktorzy zabierają po 2, 3 osoby do Ciechanowa na jazdy. Osobie prowadzącej liczą się pełnowartościowe godziny spędzone za kółkiem, siedzącym na tylnim siedzeniu – po pół godziny za godzinę, po 45 minut – w zależności od widzimisię instruktora. Olka jest wściekła. Młody, zabrał ją do Wyszkowa. Godzina jazdy po szosie, godzina w mieście, godzina powrotu – 2 godziny stracone. Zbyszek jest pod tym względem uczciwy, ale przez to jest tak zmęczony, że zasypia na jazdach.

Robienie testów była najmniej zależne od instruktorów, a najbardziej od nas. I to nam poszło najlepiej.
Wygrałem piwo za znalezienie odpowiedzi na pytanie instruktora, zadane podczas wykładów: „Czemu za znakiem koniec autostrady, ograniczenie prędkości wynosi 100 km/h ?”. Wystarczyło wziąć kodeks drogowy i odszukać rozdział o ograniczeniach prędkości. Nikt inny nie podjął tematu. Do końca kursu piwa nie otrzymałem.

Ola zniknęła na cały dzień i całą noc – przyjechał po nią chłopak i zabrał pod namiot nad Narew. Opowiadała, że na miejscu stało pełno innych namiotów i masa prezerwatyw na plaży.

Gruchnęła wiadomość że zdawalność nie wynosi 80%, a 6%. Wszyscy są przybici, większości przestaje zależeć na czymkolwiek. Dziewczyny już wiedzą że mają się skromnie ubierać na egzamin. Dokupuje dodatkowe 3 godziny jazdy, po 35 PLN za godzinę, ale w tajemnicy przed Cyganem i panią Bożeną, zarządzającą wspólnie z nim ośrodkiem. Inaczej wypłaciliby instruktorom 25 zł, a resztę zatrzymali dla siebie.

Siedzimy z Olą i robimy testy. Kilka godzin. Odpowiedzi zaczynam znać na pamięć.

Instruktorzy podbierają sobie nawzajem kursantów – Cygan jest wściekły.

Idziemy na akcję odbicia telewizoru, który skejciki zabrali chłopakom z pokoju – biorę od Ewy klucz od pokoju, i przez gzyms wchodzimy do pokoju skejcików. Wynosimy TV. Następnego dnia skejciki odebrały chłopakom telewizor – do późna w nocy słychać odgłosy wystrzałów z westernu.

Ewa i Basia chcą opisać obóz – pierwsza mówi o dojściach w gazetach, druga o szkolnej gazetce.

Przedostatniego wieczora dziewczyny pakują rzeczy Króliczka do wnęki łóżka, i wynoszą na korytarz. Króliczek jest bardzo zdenerwowany. Później ktoś jej w końcu łóżko wnosi.

„Na egzaminie załatwiliśmy dla was trzeci pachołek na łuku, a instruktorzy ustawią wam samochód do manewrów” – dzień przed egzaminem chwali się Łysy. Najpierw teoretyczny, następnie praktyczny: plac manewrowy, ewentualnie później miasto. Dzień później okazuje się że trzeciego pachołka nie ma, a egzaminatorzy ustawiają samochód wszystkim.

Osobiście nie mam nic do zarzucenia egzaminotorm, i nie słyszałem by ktoś na nich narzekał.

Ułatwieniem było, że w Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego w Ciechanowie, mają takie same samochody, na jakich ćwiczyliśmy (w przeciwieństwie do Warszawy). Pierwsza osoba zdaje – chłopak podszedł czwarty raz do egzaminu. „Kurwa, ty chuju !” – Karolina wydziera się w stronę pokoju egzaminacyjnego. Przez przypadek dwa razy wcisnęła koniec w komputerze z testami, kończąc w ten sposób i egzamin próbny i właściwy – wynik – 18 błędów na 18 pytań. Egzaminator nie pozwala jej na ponowne przeprowadzenie testu. Kolejne nie zdają. Rzadko kto wyjeżdża na miasto. Magda nie może podejść do egzaminu. Po wyjeżdżeniu wszystkich godzin wróciła do Warszawy. Gdy przyjechała w dniu egzaminu, okazało się że zapomniała paszportu.

Wyjechałem na plac. Siedząc w samochodzie i czekając na wolne stanowisko manewrowe, zagaduję egzaminatora, o wyjazdowe kursy prawa jazdy:
– Co pan o tym sądzi ? Pierwszy raz jestem na takim obozie.
– [głośne cmoknięcie]
– I nie jestem za bardzo zadowolony...
– ...Nabijalnia pieniędzy. Wszystko na szybko. Zdawalność tragiczna. Jednym słowem, jak to się mówi, „NO COMMENT”.
Jeżdżenie po łuku – musiałem powtarzać – nikt mnie nigdy nie nauczył, że trzeba jeździć płynnie na tym manewrze. Powtórzyłem płynnie, lecz zatrzymałem się za daleko od tylnich słupków. Była to ewidentnie moja wina. W tym momencie egzamin był nie zdany. Gdy robiłem zawracanie na trzy, jeździłem po liniach – nigdy wcześniej nie ćwiczyłem tego manewru na placu – zawsze na ulicy. Jest to zupełnie inaczej.

Po niezdanym egazminie przed ośrodkiem, kolejne osoby dołaczają się do picia.
Na 35 osób zdają 4 osoby. 11,(1)% zdawalności. Gorzej niż na poprzednim turnusie gdzie zdały 2 osoby na 15. 13,(3)%. Nikt nawet nie zastanawia się kiedy skuteczność wyniosła 100%. „Kiedy była jedna osoba ?” – pyta ktoś retorycznie. Niektórzy płaczą, Ci co zdali dyskretnie nie okazują radości.

Autokar wyrzuca nas przy siedziby firmy. Kasparov odjeżdża z rodzicami samochodem. Po chwili samochód wraca, wpadając na chodnik i wylatuje z niego wzburzony ojciec, krzycząc: „4 osoby na 35 ?! to jest kpina, niech oddają pieniądze”. Biuro jest zamknięte.

Punkt 5 regulaminu mówi: „reklamacje po zakończonym obozie mogą nie być brane pod uwagę”. Czy to jest zgodne z prawem ?

Pozostałe zdjęcia